TANGO – JAK SIĘ UCZYĆ

Jak się uczyć tanga argentyńskiego?

Artykuł powstał jako wpis na facebooku opublikowany 08.10.2014.

Tango argentyńskie (nie mylić z tangiem zaliczanym do tańców standardowych) jest tańcem całkowicie improwizowanym, z jednoznacznym podziałem ról na osobę prowadzącą i podążającą, w którym partner prowadzący na bieżąco wymyśla kolejne kroki, interpretując słyszaną muzykę, a druga osoba w parze „słucha” tego prowadzenia.

Tradycyjnie tańczone jest do trzech gatunków muzycznych: tanga, argentyńskiego walca i milongi. Ale tango to nie tylko taniec, to też zestaw reguł umożliwiający dwóm osobom poruszanie się razem, swego rodzaju kod, język pozwalający dwojgu partnerom wzajemnie się w tańcu zrozumieć.

Dlatego tym, którzy po raz pierwszy spotykają się z tangiem lubię przedstawiać proces nauki tego tańca porównując go do nauki języka obcego. Tak język, jak i tango możemy podzielić na bazowe elementy składowe. Jeśli porównamy słowa do tangowych kroków, to zdania będą sekwencjami tym kroków, z których będziemy składać nasz taniec, „tangową wypowiedź”. Im większy zasób słów mamy w obcym języku, tym więcej zdań zbudujemy i tym łatwiej będzie nam się porozumieć z innymi. Podobnie w tangu. Im lepiej opanujemy podstawy, tym pewniej będziemy się czuli w coraz bardziej skomplikowanych zagadnieniach i tym szybciej przyjdzie nam je opanować. Ale tak jak słów każdy musi nauczyć się na pamięć, tak pewne tangowe podstawy musi sobie „wtańczyć” przechodząc kolejne (kilo)metry na parkiecie.

Z kolei „gramatyka” tanga argentyńskiego to pewna spójna struktura tego tańca, to co odróżnia go od innych, to dzięki czemu tango jest tangiem, a nie np. zumbą, salsą, czy kontakt improwizacją. To technika tego tańca, sposób ułożenia ciała, wykonywania kroków, pivotów (czyli obrotów), tangowe objęcie. Oczywiście poszczególni nauczyciele różnią się tutaj często podejściem, ale pewien wspólny mianownik występuje u wszystkich, definiując tango argentyńskie. Ten wspólny mianownik pozwala dwóm nie znającym się osobom, z dwóch końców świata spotkać się na parkiecie i zatańczyć tak, że postronny obserwator, nieznający istoty tanga, uzna to za trudną i długo ćwiczoną choreografię.

Ważne jest zrozumienie (i pogodzenie się z faktem), że nauka tanga to proces, który wymaga czasu. Nikt raczej nie oczekuje, że po miesiącu zacznie płynnie mówić w zupełnie obcym dla siebie języku. Podobnie jest z tangiem – nauka musi potrwać. Dla jednych krócej, dla innych dłużej, dla wielu – całe życie. Ale będzie to czas liczony w latach, a nie miesiącach. Ponieważ tango jako taniec składa się z dwóch elementów: własnego ruchu tancerza i dawania / odbierania impulsu od drugiej osoby, chcąc tańczyć musimy oba te elementy opanować. Ucząc tanga na lekcjach grupowych poświęcamy początkowo sporo czasu na budowanie podstaw, tangowego słownictwa i gramatyki i z czasem, bazując na tych podstawach przechodzimy do coraz bardziej skomplikowanych elementów. Mówiąc obrazowo, najpierw uczymy abecadła, do pisania wierszy przechodzimy po pewnym czasie.

Lekcje lekcjami, ale nikt nie zakłada, że nauczy się języka obcego tylko chodząc na zajęcia. Zdaje sobie natomiast sprawę, że musi do tego dodać wkład własnej indywidualnej pracy. Dlatego lekcje tanga (czy grupowe, czy też indywidualne – prywatne) to tylko jeden z elementów nauki. Należy dołożyć do tego praktyki (czyli trzymając się analogii – językowe konwersacje), gdzie razem z partnerem ćwiczymy samodzielnie (ale często pod okiem nauczyciela) zagadnienia z lekcji. Niezbędne są też samodzielne ćwiczenia w domu, bo nikt za nas nie przećwiczy, jak prosto stać, chodzić, czy jak zrobić prawidłowy obrót na jednej stopie nie podpierając się drugą nogą (czy druga osobą). Bardzo rozwijające są warsztaty prowadzone przez argentyńskich nauczycieli, organizowane jako niezależne wydarzenia lub towarzyszące większym imprezom – festiwalom tanga. A ostatnim elementem nauki, o którym powinniśmy myśleć jak najszybciej, jest regularne chodzenie na milongi i tańczenie z innymi tancerzami – największe wyzwanie, ale też cel tangowej edukacji. Przecież języka obcego nie uczymy się zazwyczaj tylko po to, żeby się uczyć, ale po to, żeby rozmawiać z innymi. A tanga uczymy się, żeby wykorzystać nasze umiejętności na parkiecie.

Zachęcam do tego gorąco, bo przed tancerzem tanga dosłownie cały świat stoi otworem. W każdym miesiącu w różnych miejscach Europy i świata odbywają się tangowe festiwale i maratony. W bardzo wielu miastach Europy można praktycznie każdego dnia znaleźć milongę, w samej Warszawie społeczność tangowa to kilkaset osób, które na milongach mogą spotykać się codziennie. Zapraszam do tego tangowego świata, naprawdę warto.

Czy da się nauczyć tanga z youtube?

Artykuł powstał jako wpis na facebooku opublikowany 08.10.2014.

Przy okazji otwierania jednej z grup początkujących, potencjalny uczeń zainteresowany kursem prosił o przesłanie filmu z lekcją dla początkujacych. To skłoniło mnie do odpowiedzi na ogólniejsze pytanie – czy da się za pomocą youtube nauczyć tanga.

Youtube jest pełen filmów dotyczących nauki tanga, na dowolnym poziomie trudności. Są pary nauczycielskie, które mają na youtube całe kanały dedykowane filmom podsumowującym ich zajęcia, np. michelle + joachim | tango, czy tangostudent. A tutaj przykładowy filmik autorstwa jednej z najlepszych par tangowych na świecie: The art of embrace. Kilkanaście minut tylko o tym, jak w tangu po prostu stanąć naprzeciw siebie i objąć się przed rozpoczęciem tańca.

Ale wracając do pytania – nie, nie da się. I nie piszę tak dlatego, że jestem nauczycielem i zarabiam na dawaniu lekcji. Obiektywnie – po prostu się nie da. Filmy są OK, jeśli znasz podstawy, tangowy język, umiesz prowadzić i chcesz poszerzyć swój repertuar tangowych sekwencji. Wtedy, jak najbardziej. Sam z tego często korzystam. Ale startując od zera – nie da się. Jeśli powiem Ci, że „krok podstawowy” w tangu nie istnieje, że to po prostu… krok. Do przodu, do tyłu lub w bok. Krok lub pivot (czyli obrót) – na lewej lub prawej nodze, w lewo lub prawo. I tyle. Z tych klocków budujesz swój taniec improwizując do muzyki. I jeszcze dodam dla ułatwienia, że nie prowadzisz partnerki w tańcu rękami :) Stajesz naprzeciw niej, obejmujesz ją i idziesz. W prawo, w lewo lub w bok. Wydaje się proste. Próbujesz to zrobić i nagle okazuje się, że Ty w prawo, a ona w lewo, że dajesz krok do przodu i depczesz jej stopy, bo ona w ogóle nie poczuła, że ma pójść do tyłu. Ona zaczyna Ci mówić, że ją za bardzo ściskasz i ciągniesz rękami, a Ciebie zaczynają właśnie boleć plecy, bo w którymś filmiku usłyszałeś coś o postawie, ustawieniu kręgosłupa i miednicy, spróbowałeś to zastosować, ale chyba nie do końca Ci wyszło… I przypominasz sobie nagle, że przecież tango to taniec i w tle gra jakaś muzyka, więc w sumie powinieneś zwracać na nią choć trochę uwagi :)

Tango to komunikacja w parze, nauka prowadzenia i podążania. Filmy nie dostarczą Ci informacji zwrotnej, czy Ty lub twój partner robicie coś dobrze, czy nie. Nie przekażą subtelnych informacji o zmianie ciężaru ciała, niewielkich zmianach kierunku, ustawieniu stóp, klatki piersiowej czy bioder. Nie wytłumaczą, dlaczego coś Ci nie wychodzi, chociaż wydaje Ci się, że robisz dokładnie to, co widzisz na monitorze. Nie uświadomią, że jak idziesz, to w ogóle nie pracujesz z podłogą, a powinieneś. Nie podpowiedzą, że różnica wzrostu z Twoją obecną partnerką powoduje, że musisz dodatkowo zwrócić na coś konkretnego większą uwagę, bo inaczej będzie Ci po prostu niewygodnie. Nie nauczysz się jakości ruchu, kontroli nad własnym ciałem, elegancji – a w tangu ważne jest przede wszystkim to „jak” się poruszamy, a nie „co” robimy. Do tego wszystkiego potrzebujesz interakcji z nauczycielem, kogoś kto rozwieje wątpliwości i odpowie na Twoje pytania, a będzie ich na początku mnóstwo. Kogoś, kogo będziesz mógł po prostu dotknąć, żeby poczuć jak to się robi. Kogoś, kto dotknie Ciebie, żeby ustawić Cię w odpowiedniej pozycji, poprawić ułożenie palców dłoni, czy kierunek Twojej stopy na podłodze. Z youtube może nauczysz się sekwencji kroków na pamięć, ale czy jeśli spróbujesz to zatańczyć z nieznaną sobie parterką, będziesz wiedzieć, jak przekazać jej to, czego oczekujesz? Przypominam – nie używając rąk :)

I ostatnia sprawa. Problem ze światem, w którym żyjemy jest taki, że pracujemy zazwyczaj siedząc godzinami przed komputerem, praktycznie każdy z nas ma jakieś uświadomione lub nie wady postawy, „trenowane” latami, niekoniecznie poprawne przyzwyczajenia ruchowe. I na zajęciach okazuje się, że zdecydowana większość ludzi nie umie prosto stanąć. Trzymając stopy razem, nie wysuwająć bioder do przodu, czy tyłu, nie garbiąc się. I uwierz, podczas pierwszych lekcji tanga to jest największy problem, z którym borykają się uczniowe: jak samemu stać prosto i iść do przodu razem z partnerką nie patrząc pod nogi. Ludzie uczą się po prostu, jak rozumieć i świadomie „obsługiwać” własne ciało, dowiadują się o istnieniu mięśni, o których nie mieli nawet pojęcia (nie jestem tutaj wyjątkiem, sam przeszedłem taką drogę). Prosiłeś, żebym wrzucił na youtube filmik z podstawami, ale nie jestem pewien, czy taki filmik instruktażowy zachęciłby Cię do nauki tanga ;)

Nawigacja a sprawa (nie tylko) polska

Artykuł powstał jako wpis na facebooku opublikowany 20.01.2016

Chęć napisania tego tekstu dojrzewała we mnie od dłuższego czasu. Sporo z Magdą jeździmy tangowo za granicę, więc materiału porównawczego mam pod dostatkiem, ale ostatecznie do chwycenia za klawiaturę sprowokowało mnie kilka tekstów, które ostatnio przeczytałem w facebookowych dyskusjach. Pisze na przykład tancerz tanga: „Jeśli na parkiecie jest wystarczająca ilość miejsca, aby tańczyć swobodnie nie zderzając się z innymi parami, to nie widzę powodu, aby sztywno trzymać się jednego kręgu jak więźniowie na spacerniaku.” Albo reakcja na próbę uporządkowania ruchu na parkiecie na jednej z milong: „Ja wohl! ORDNUNG MUSS SEIN!!! Ja proponuję zawsze mieć krzesełka na środku, a na krzesełku co najmniej jednego instruktora z gwizdkiem i szpicrutą, smagającego co bardziej niesfornych tancerzy”. Ponieważ temat porządku na parkiecie jest mi bardzo bliski i na naszych zajęciach poświęcamy mu dużo czasu, a nie mam siły, żeby we wszystkich tych dyskusjach tłumaczyć od zera, o co chodzi w nawigacji, popełniam ten wpis, żeby móc go później w takich sytuacjach niecnie wykorzystywać wink emoticon

Zastanawia mnie, skąd się bierze fenomen, ta „programowa” niemalże u niektórych niechęć do przestrzegania zasad obowiązujących na tangowym parkiecie? Siedziałem ostatnio w Wilnie na maratonie i patrzyłem na tańczących – poziom nie oszałamiał. Ale wszyscy tańczyli równo, spokojnie, „oszczędnie”, nie widziałem „ministerstwa dziwnych kroków” ani „domu latających sztyletów”, nikt na nikogo nie wpadał, ale też nikt na nikogo nie musiał specjalnie uważać. Remolino – znowu porządek, oszczędność, skupienie. Mówiąc krótko – da się. A potem po powrocie poszedłem na milongę w Polsce – mało miejsca i bardzo duży tłok. Ale mimo to – ktoś właśnie postawił sobie za punkt honoru poprowadzenie zamaszystej volcady, jakaś partnerka robi obszerne planeo zamiatając nogą metr kwadratowy parkietu, a kolejna para w pół-otwartym objęciu wywija obroty z sacadami. Wszyscy trochę na zasadzie – „Jaki tłok?! Co, ja nie dam rady się tu zmieścić z moją super sekwencją?”. Otóż tak, dasz radę. I nawet powiesz potem w rozmowie: „Ja na nikogo nigdy nie wpadam, super sobie radzę w tłoku”. Racja, nie wpadasz, oczywiście. Ale tylko dlatego, że wszyscy dokoła stawali na głowie, żebyś na nikogo nie wpadł, musieli na Ciebie uważać i ścieśnić się zostawiając Ci na to miejsce…

A teraz krok wstecz. Każdy z nas, ucząc się tanga, przyswaja mnóstwo zasad. Panie, czasem z trudem, akceptują, że w tym tańcu głównie podążają. Panowie uczą się prowadzenia i odpowiedzialności za partnerkę. Uczymy się techniki, obejmowania, postawy, chodzenia, pracy z podłogą, muzykalności. Chodzimy na masę lekcji i warsztatów, gdzie poznajemy nic innego, jak zasady, które definiują ruch naszego ciała w tangu argentyńskim. Wydajemy pieniądze i poświęcamy masę czasu i energii, żeby poznać te wszystkie zasady, które sprawiają, że tango wygląda jak tango, a nie jak salsa, czy walc angielski. I teraz dochodzimy do sedna – otóż zasady poruszania się na milongowym parkiecie to takie same zasady, jak te, które wymieniłem przed chwilą. Tak samo ważne, tak samo definiujące tango aregentyńskie! Tango przywędrowało z Buenos Aires nie jako zbór ruchów do odtwarzania samodzielnie w domu przed kanapą, ale jako całe zjawisko kulturowe – taniec socjalny, który tańczy się na milongach w otoczeniu innych par. Kiedy rozmawia się z argentyńskimi tancerzami i nauczycielami słychać, jak bardzo podkreślają oni właśnie socjalny wymiar tanga tańczonego na milondze. To, że tańczy się nie tylko ze swoim partnerem, ale też ze wszystkimi innymi tancerzami na sali, z którymi łączy nas przestrzeń i muzyka. Czy nie po to właśnie chodzimy na milongi? Żeby tańczyć w otoczeniu innych ludzi? Czuć wspólną energię parkietu? Tańczenie samemu w domu to przecież nie to samo. Więc skoro bez trudu akceptujemy zasady tangowego ruchu naszego własnego ciała, to zaakceptujmy też, że ruch na milondze wygląda tak, a nie inaczej. Tańczymy po rondach, w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Nie wyprzedzamy, a jeśli już musimy, to po wewnętrznej i wracamy na swój tor. Utrzymujemy stałą odległość od pary, która jest przed nami – nie depczemy jej po piętach i nie wypracowujemy sobie pięciu metrów przestrzeni stojąc w miejscu, żeby potem móc zaprezentować wszystkim wokół nową sekwencję z sacadami i gancho w volcadzie. Stosujemy męskie cabeceo, zanim wejdziemy na parkiet. Na zatłoczonej milondze nie prowadzimy i nie podążamy (tak Panie, we też tu macie coś do powiedzenia) wysokich boleo. Wszystkim nam będzie się wtedy tańczyło przyjemniej (choć może mniej efektownie).

To naprawdę nie jest trudne i skomplikowane, a już na pewno nie trudniejsze niż enrosque, lapis z tylną sacadą, czy kolejne ganacho w obrocie. Tylko trzeba poświęcić temu tematowi trochę uwagi podczas tańca. Zmienić nieco priorytety i zacząć tańczyć oszczędniej, jeśli wymaga tego sytuacja wokół. Zdać sobie sprawę, że miarą tego, jak „sobie radzę w tłoku” jest nie tylko to, ja sam się z tym czuję. Tak samo (jak nie bardziej) ważne jest – jak tańczy się parom wokół mnie. Bo te wszystkie straszne zasady powstały nie po to, żeby kogokolwiek ograniczać, tylko po to, żeby wszyscy tancerze na parkiecie mogli bezpiecznie oddawać się swej pasji dla przyjemności. Tylko tyle…